Drukuj

Jest ich osiem. Siedem koło siebie, jeden nieco dalej. Luftschutz-Splitterschutzzelle, bo o nich mowa, stoją, leżą, pochylają się, opierają o siebie. Zgromadzone w jednym miejscu są niezwykłą pamiątką po II wojnie światowej.

W to tajemnicze miejsce wybierałem się wielokrotnie. Trafiłem, jak to zwykle w takich sytuacjach bywa, przy okazji innego wypadu i przy aktywnym udziale Pana Tadeusza, który był tam wcześniej.

Droga jest prosta. Wyjeżdżając z Chełmka w stronę Jaworzna wystarczy skręcić w lewo, w las przed byłym wysypiskiem śmieci. Kilkadziesiąt metrów dalej, z lewej strony, stoją, leżą, opierają się o siebie jednoosobowe schrony służące Niemcom z obrony przeciwlotniczej za ochronę podczas bombardowań czy ostrzału.

Luftschutz-Splitterschutzzelle, zgromadzone w jednym miejscu lata temu, po ich wywiezieniu z miasta, robią niesamowite wrażenie. Dziś stanowią już część lasu, w którym się znalazły. Omszałe, wtopione między drzewa, wyglądają jakby chciały opowiedzieć swoją historię, jakby patrzyły uważnie na nas oczami szczelin obserwacyjnych.
Kilka lat temu powstał pomysł, by przenieść je na  chełmeckie wzgórze Skała i tam ustawić na podobieństwo instalacji Magdaleny Abakanowicz. Takie skojarzenia twórcze miał Waldek Rudyk, niestrudzony popularyzator historii Chełmka i tropiciel historycznych pamiątek, jednocześnie dyrektor miejscowego ośrodka kultury. Koncepcja się zmieniła. Dziś wiadomo, że schrony zostaną tam gdzie są, ale dzięki planowanemu oznakowaniu łatwiej będzie do nich trafić. Ważna informacja jest taka, że zostały wykonane w zakładzie betoniarskim rodziny Szymutków w Chełmku. Stanowią więc jeden z elementów historii miasta.

Gdy byłem na miejscu, postanowiłem sprawdzić, jak jest w środku takiego schronu. Jednak tak szybko jak wszedłem do jednego z nich, tak szybko wychodziłem na zewnątrz. Przy moich 182 cm poczułem się, jakby ktoś mnie owinął betonem. Jednak dla osoby o wzroście ok. 170 cm takie schronienie mogło być w sam raz. Dojmujące uczucie klaustrofobii potęgował fakt, że przez szczeliny obserwacyjne mało co widać.

Nie obyło się bez sprzętowych problemów technicznych. Ze względu na mróz posłuszeństwa odmówił D200. Zostałem z zapasową małpą w rękach. Myślę, że nawet dała radę ;) w dość trudnych warunkach oświetleniowych.

Wspominałem wyżej, że Waldek miał i ma skojarzenia z twórczością Magdaleny Abakanowicz. Dla mnie pierwszy przywołany przez wyobraźnię obraz to „Krzyk” Edwarda Muncha, a potem rzeźby wybitnego polskiego artysty Igora Mitoraja.